Homilia Biskupa Płockiego Piotra Libery. Działdowo – Sanktuarium Błogosławionych Męczenników II Wojny Światowej – 13.06.2021 r.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Czcigodni kapłani, z Ks. Kanonikiem Marianem, proboszczem tutejszej wspólnoty parafialnej na czele; Szanowni przedstawiciele władz wojewódzkich i miejskich;
Kochani, Siostry i Bracia,
„dobrze jest dziękować Panu”, śpiewaliśmy przed chwilą prowadzeni natchnionym duchem Psalmisty. Tak – Drodzy – dobrze jest dziękować Panu za wielkie rzeczy, które nam uczynił, dając nam jako przewodników i mistrzów życia ludzi, którzy potrafili, jak pisał Apostoł Paweł, „według wiary” postępować, z pełną świadomością tego, gdzie rozpoczął się ich bieg, i ku czemu – po jaką nagrodę, zmierzają.
Dziś, we wspomnienie Męczenników II wojny światowej, na których czele stoją dwaj płoccy pasterze: abp Antoni Julian Nowowiejski i bp Leon Wetmański, którzy swoje świadectwo ostateczne złożyli właśnie tutaj. Jest wśród nich również czczona w tym kościele Męczennica Działdowa s. Maria Teresa Kowalska, kapucynka z Przasnysza. Dziś – Kochani – pragnę razem z Wami podziękować Bogu za ich wiarę, za ich męstwo, a przede wszystkim, za miłość silniejszą niż śmierć, silniejszą niż nienawiść, której świadkami się stali.
Pan Bóg działa przez ludzi – doświadczamy tego na co dzień. Kult naszych świętych Patronów nie byłby tak żywy, pamięć o nich nie byłaby tak owocna, gdyby nie ludzie, którzy w tym miejscu podtrzymywali pamięć męczeńskiej śmierci świadków Chrystusa. I tak niemal dokładnie 54 lata temu, 12 czerwca 1967 r. obóz w Działdowie odwiedził wkrótce błogosławiony Prymas Tysiąclecia, kard. Stefan Wyszyński. Przybył tu, aby w kościele farnym św. Wojciecha poświęcić tablicę ku czci kapłanów-męczenników, symboliczny znak pamięci o tysiącach ludzi, którzy oddali życie również tu, w obozie, który nie był tak znany jak Auschwitz i Majdanek, ale w którym miłość i świętość złożyły równie obfitą daninę krwi. Pamięci o męczennikach służył gorliwie ks. kan. Czesław Burczyk, organizator parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej, a po nim jego następca, obecny proboszcz, znany i bliski nam, ośmielę się nawet powiedzieć „ nasz”, ks. kan. Marian Ofiara. To właśnie ks. kan. Marian po beatyfikacji naszych świadków Miłości Ukrzyżowanej, doprowadził do tego, że 25 marca 2009 r. zostali oni Patronami parafiioraz przyczynił się, wraz z włodarzami miasta, do ogłoszenia ich przed 11 laty – 12 czerwca 2010 r. – Patronami miasta Działdowa. (źródło: strona www Diecezji Toruńskiej www.diecezja-torun.pl/Artykuly/View/843/sanktuarium-meczennikow-dzialdowskich-w-dzialdowie)
Drogi Księże Kanoniku, bardzo dziękuję Ci za Twoje prawdziwie ofiarne serce i za gorliwość w szerzeniu kultu Męczenników. Dziękuję również z serca wszystkim Wam, Dobrzy Gospodarze tego miejsca, którzy stajecie się dla nas wszystkich wzorem i przykładam, jak nie tylko pamiętać o świętych, ale i tego, jak żyć świętymi.
„ Dobrze jest dziękować Panu”. Kochani, dziękując Bogu i ludziom, nie możemy zatrzymać się tylko na wspomnieniu tego, co za nami. Musimy, jak zachęcał nas Paweł Apostoł, spojrzeć w przyszłość, w stronę oczekującego nas Chrystusa, i wsłuchać się w Jego Słowa, tak, jak z pewnością robili to nasi Męczennicy.
A Słowo Boże dzisiejszej niedzieli zdradza nam dziś tajemnicę wzrastania. Mówi nam Bóg o ziarnie, które wzrasta wrzucone w ziemię. To wzrastanie dokonuje się w sposób, który nie da się po ludzku wytłumaczyć. Ziarno jakby nosi samo w sobie moc, którą rzucenie w ziemię uwalnia, i która sprawia, że zbierający plon może cieszyć się obfitym żniwem.
I mówi nam jeszcze Słowo o tym, że ziarno, chociaż samo jest niepozornych rozmiarów, nosi w sobie drzewo, zdolne dać cień i schronienie. I śpiewał nam dziś psalmista, że Pan jest Bogiem, który poniża drzewo wysokie, a drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, a zieleń odzyskuje drzewo suche (por. Ps 92, 13-16).
Kochani, kiedy próbujemy odczytać i zrozumieć to słowo Boże w tym szczególnym miejscu, to czy nie znajdujemy wyjaśnienia tej tajemnicy w życiu naszych męczenników? Czyż życie biskupa Antoniego, biskupa Leona, s. Marii Teresy i tylu innych – nie jest owym ziarnem wrzuconym w ziemię właśnie tu, na działdowskiej ziemi? Czy ta ziemia nie dała im moc wzrastania. Otuliła ich ból, przyjęła ich krew, unicestwienie egzystencji. I sprawiła, że ziarno przyniosło plon obfity.
Po ludzku nie da się tego pojąć!Nie da się po ludzku zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek, który mógł ocalić swoje życie, zdecydował się oddać je. Po ludzku to niepojęte, jak to możliwe, że człowiek wyrafinowanego intelektu, jak abp Antoni, w owym pamiętnym 1939 r. nie zrozumiał, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo i nie ratował się ucieczką szukając schronienia, kiedy miał na to czas. Po ludzku to niepojęte, jak człowiek tak wrażliwego serca, jak bp Leon, nie poczuł, jak wielki ból sprawia nie tylko najbliższym, ale może i tym wszystkim w diecezji, którzy liczyli na niego, i nie wydostał się ani z Płocka, ani ze Słupna, z miejsc internowania. Okazji przecież nie brakowało. Po ludzku to niepojęte. Lecz to właśnie wtedy – Najmilsi – wzbierała w nich ta życiodajna moc ziarna, które wie samo z siebie, że aby przynieść plon, żeby wystrzelić ku niebu niczym drzewo o pięknych gałęziach i dobrych owocach, to ziarno musi zniknąć, zostać unicestwione.Będzie żyło w owocach swego obumierania. Tak, oni wszyscy to zrozumieli…
Jaka to – Drodzy Moi – wymowna lekcja dla nas. Nasz świat tak bardzo nas namawia do myślenia przede wszystkim o sobie, do zatroszczenia się o odpowiednio wygodną codzienność. Nawet miejsca i środowiska, które dotychczas były synonimem wzajemnej miłości i wzajemnej służby, jak rodzina, dziś są często „ domami pobytu” mieszkających już nie razem, ale bardziej obok siebie serc. Nawet świat reklam, które próbują ludzi skłonić do zakupów, pokazuje rodziny, w których najlepiej jest, kiedy każdy patrzy w swój ekran, spędza czas ze swoim telefonem komórkowym. Co dzieje się zatem z ziarnem, które nie chce umierać? Jaka jest przyszłość drzewa zapatrzonego tylko w siebie i zasłuchanego tylko w szum własnych gałęzi…? Widzimy już, jak smutne owoce w naszych rodzinach, w naszej codzienności, przynosi ta niezdolność do owocowania przez obumieranie. Tak łatwo dziś zwolnić się z małżeńskiej wierności, tak gorzkie owoce przynoszą serca kiedyś konsekrowane Bogu, a życiem służące ciemności, tak trudno nam zobaczyć w drugim człowieku człowieka…Czasem wystarczy, że ktoś powie, że ogląda inną telewizję, słucha innego radia, czyta inną gazetę, i już rośnie mur trudny do przekroczenia.
Tak bardzo nam potrzeba – Moi Drodzy – przeżyć lekcję ziarna, którą w doskonały sposób zrozumieli nasi święci Męczennicy. Im więcej wokół nas ciemności, im więcej kosztuje nas wiara, im trudniej nam żyć miłością – tym bardziej, jak oni, trzymajmy się blisko krzyża. To w tym Drzewie, w drzewie krzyża znajdują cień i odpoczynek znękane ludzkie serca. To to Drzewo wywyższył Bóg, aby nie zginął człowiek. Tego Drzewa nie chcieli deptać niemiłosiernie bici i torturowani Męczennicy z Soldau. W tym Drzewie, na którym Miłość, pozornie zmiażdżona, zwyciężyła śmierć, jest nasze zwycięstwo. Tylko to Drzewo – Drzewo Krzyża – pozwoli i nam wejść w logikę życiodajnego obumierania. I tylko jeżeli przyjmiemy również jako własną perspektywę męczeńskiego świadectwa, zrozumiemy, jak żyć, aby być wiernym Ewangelii do końca, aby nie zaskoczyła nas godzina próby.
Kochani! Pozwólcie, że zamknę to rozważanie słowami, do których bardzo lubię wracać. Są to słowa mojego poprzednika – bł. abp. Antoniego Juliana. Czasem próbuję na modlitwie wyobrazić sobie to, co on czuł, kiedy widział, jak wszystko, przy czym całe życie pracował, czemu poświęcił swoje siły i serce, jest niszczone i obracane w perzynę. Co czuł, kiedy na płocką katedrę, której on przywrócił blask, padały niemieckie bomby. Co czuł, kiedy jego ukochane seminarium zostało zajęte przez oddziały eses, klerycy i profesorowie rozpędzeni, niektórzy aresztowani. Co czuł, kiedy słyszał o tym, jak księża, o których wykształcenie umysłu i ducha tak bardzo się troszczył, są mordowani w kwiecie wieku lub w jesieni życia, czasem zaś, jak ks. Paweł Kwiatkowski w podpłockiej Soczewce,zabijani kilkadziesiąt metrów od własnych kościołów. O co się modliło wtedy jego serce…? Co przeżywało ziarno właśnie wrzucane w ziemię? Wtedy właśnie sięgam do ostatniego listu bpa Antoniego do diecezjan. I czytam w nim:
„ Całym sercem za wszystkich się modlę, a przede wszystkim za tych, co cierpią i są upodobnieni do Zbawiciela naszego na krzyżu. Łaska i pokój i błogosławieństwo Boże niech będzie razem z wami w Imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego.” („Z Tumskiego Wzgórza, s. 423).
Całym sercem za was wszystkich się modlę…Upodobnieni do Zbawiciela na krzyżu….
Błogosławieni Męczennicy Działdowa, módlcie się za nami!
Amen